F.Z.K. zobaczył
Pisarz, który stał się eksponatem muzealnym. Kukła napełniona atramentem i wypchana frazesami - oto bohater tej tragikomedii. Otaczający go ludzie są również nieprawdziwi Zrodziły ich konwencje i mody. Urodzeni w szufladach żyją tak długo jak długo trwa rzeczywistość teatru Różewicza. Rzeczywistość niezbyt atrakcyjna, bo też "Na czworakach" to utwór sygnalizujący prawdziwość banalnego stwierdzenia, iż walka ze schematami także ma swój schemat, programowe antyrutyniarstwo z czasem przeradza się w rutynę, a parodiowanie złych dowcipów w opowiadania kiepskich dowcipów z pozorami metaforycznych głębi. Jeśli mimo oznak wtórności i powielania sprawdzonych już chwytów sztuka Różewicza stała się wydarzeniem - całą zasługę przypisać należy Jerzemu Jarockiemu. Spektaklem w Teatrze Dramatycznym Jarocki udowodnił, iż jest największym talentem, jaki pojawił się w świecie powojennego teatru. Jest to przy tym talent nie nawiedzonego, bożego człowieka, lecz precyzyjny instrument kogoś, kto wie, do czego dąży. Każdy pomysł Jarockiego nosi piętno tej świadomości. Nic tu z rozwichrzenia i pretensjonalnej łatwizny, nic z ekspresjonistycznego lamusa rzekomej awangardy, nic z budy jarmarcznego kuglarza. Jarocki jest logiczny i sprawdzalny. Widać to najlepiej po tym, jak potrafił pracować z aktorami, co z nich umiał wydobyć: Zapasiewicz, Szczepkowski, Nowak, Koczanowicz... A Ryszarda Hanin jako Pelasia, a Mirosława Krajewska - ekscentryczna dziennikarka, czy wreszcie Tadeusz Bartosik (Hermafrodyt) robiący popisowo gwiazdę... Wszystko w tym przedstawieniu jest niezwykłe. Muzyka Radwana, układy choreograficzne Makarowskiego, scenografia Wiśniaka... Nie dziwię się, iż Obrońcy Grenady zawyli ze zgrozy. Już słychać wzburzone głosy, że to skandal, że jak na cyrk, to może nawet i niezłe. Ale teatr - teatr to chram i przybytek. I wara świętokradcom od tej świątyni, gdzie nabożeństwo odprawiać mogą uznane i namaszczone wielkości. Tyle lat trwała ta msza w mdlącym oparze kadzidła, że nikt już nie wierzył w jej koniec. I nagle stało się coś strasznego - przyszedł Jarocki - z brodą i przed czterdziestką i cała zabawa na nic. A tak było przyjemnie i bezkonfliktowo...